Zdarza się, że ta sama osoba jest zatrudniona w różnych formach (np. umowa o pracę, zlecenie) u dwóch lub więcej podmiotów, a być może prowadzi też działalność gospodarczą. Taka sytuacja to tzw. zbieg tytułów ubezpieczeń. W takim przypadku należy ustalić przede wszystkim, z jakiego tytułu składki będą dobrowolne, a z jakiego obowiązkowe.
Niezadowalająca wysokość świadczeń emerytalnych i rentowych sprawia, że
emeryci i renciści bardzo często podejmują zatrudnienie w celu uzyskania
dodatkowych dochodów. Liczne są również przypadki, gdy mimo ustalenia
przez organ rentowy prawa do emerytury lub renty, świadczeniobiorca
kontynuuje już wcześniej podjęte zatrudnienie. Okoliczność posiadania
ustalonego prawa do emerytury lub renty nie oznacza jednak, że z tytułu
zatrudnienia nie ma obowiązku opłacania składek na ubezpieczenia
społeczne i ubezpieczenie zdrowotne. Z reguły bowiem zatrudnienie
emeryta lub rencisty pociąga za sobą obowiązek opłacania tych składek.
Dotyczy to zarówno zatrudnienia w ramach stosunku pracy, jak i
niepracowniczego stosunku zatrudnienia.
Jak obwieścił Prezes GUS 16 października 2012 r. - przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, włącznie z wypłatami z zysku w III kwartale 2012 r. wyniosło 3.689,81 zł. Dlatego też składka na ubezpieczenie zdrowotne za miesiące: październik, listopad, grudzień 2012 r. wynosi miesięcznie nie mniej, niż 332,08 zł.
Zgodnie z planami rządu, już niedługo zamiast 7,3 proc. z naszej pensji do OFE trafi 2,3 proc., a różnica będzie przekazywana do ZUS z przeznaczeniem na finansowanie bieżących emerytur. Dzięki temu Polska nie przekroczy 55 proc. progu relacji długu publicznego do PKB, czyli tzw. progu ostrożnościowego zapisanego w konstytucji. Jaki zatem mamy realny wpływ na naszą emeryturę? Przeczytaj porady eksperta.
Pod koniec ubiegłego roku rząd ogłosił, że zamiast dotychczasowych 7,3 proc. naszej pensji brutto do OFE będzie trafiać jedynie 2,3 proc. Dzięki przesunięciu publicznych pieniędzy z OFE do ZUS, rządowi uda się ograniczyć deficyt budżetowy, który nie przekroczy w 2011 r. progu 55 proc. długu w relacji do PKB. Dla obecnych emerytów zmiana nie będzie przesadnie odczuwalna, natomiast na reformie stracą obecni 30-latkowie - ich emerytalna przyszłość jeszcze nigdy nie wyglądała tak źle.