Jestem menedżerem ds. personalnych w firmie produkcyjnej. Od lat funkcjonujemy z powodzeniem na rynku, ale ostatnie półtora roku nie należało do najlepszych. Mamy do czynienia z wieloma odejściami, a przecież polityka firmy sprzyja stabilizacji i rozwojowi. Nasze działania zawsze zdawały egzamin i mogliśmy szczycić się niewielką fluktuacją kadr, a teraz wszystko wymyka się spod kontroli. Jestem pewna, że nie chodzi o zarobki, ponieważ pracownicy podejmują zatrudnienie u konkurencji na podobnych warunkach. Przyznam, że decyzje o zwolnieniach nie są dla mnie całkiem zrozumiałe.
Pracuję w dziale kadr w jednym ze znanych polskich banków. Nasza branża przeszła wiele w ostatnim czasie, a teraz jeszcze czeka nas przejęcie przez większego i silniejszego konkurenta. Zdaję sobie sprawę, że dzięki temu bank przetrwa na rynku, ale czy wraz z nim przetrwamy i my – pracownicy? Wraz z kolegami obawiamy się redukcji personelu, a przede wszystkim zmian, które utrudnią nam życie i zniszczą to, co do tej pory wypracowaliśmy. Wiem, że kilka osób, w obawie przed brakiem stabilizacji, zdecydowało się już odejść. Może i ja powinnam to przemyśleć?
Na początku ubiegłego roku otrzymałem sygnał, że w pracy jest stosowany mobbing. Przeprowadziłem postępowanie wyjaśniające i zarzut się nie potwierdził. Jednak pracownik, który zgłosił zaistnienie mobbingu, wystąpił do sądu pracy, który przyznał mu rację zasądzając zadośćuczynienie za rozstrój zdrowia. Czy pracownika, który dopuścił się mobbingu, mogę zwolnić dyscyplinarnie w ciągu miesiąca od wyroku? W zasadzie dopiero teraz dowiedziałem się, że mobbing w naszej firmie miał rzeczywiście miejsce.