Płatny urlop wypoczynkowy a umowy cywilnoprawne
REKLAMA
REKLAMA
Pojęcie urlopu pochodzi prawdopodobnie z niemieckiego „Urlaub”. Średniowieczni rycerze pytali swych władców lennych o pozwolenie na „Urlaub”, aby zaciągnąć się do bitwy.
REKLAMA
Dziś urlop to czas wolny od świadczenia pracy przez pracownika, przewidziany przepisami prawa. Zależnie od rodzaju urlopu, pracownik może dostawać w okresie urlopu wynagrodzenie lub nie. Jak stanowi Kodeks pracy, pracownikowi przysługuje prawo do corocznego, nieprzerwanego, płatnego urlopu wypoczynkowego. Jest to jedno z podstawowych praw pracowniczych. Płatny urlop wydaje się być standardem gwarantowanym nam przez Kodeks pracy, a także przez Konstytucję RP. Okazuje się jednak, że to, co dla jednych jest oczywistością, dla innych pozostaje… w sferze marzeń.
Kto może tylko pomarzyć o urlopie?
Zatrudnieni na podstawie umów o pracę urlop mają gwarantowany, przynajmniej w teorii. Bardzo często się zdarza, że pracodawcy niezbyt chętnie na ten urlop ich wysyłają, a jeśli już wysyłają, to w niedogodnym dla pracownika terminie. Tego szczęścia nie mają osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych: umów-zleceń czy np. umów o dzieło. Umowy cywilnoprawne mają to do siebie, że mogą być konstruowane w dowolny sposób. Kwestie te reguluje Kodeks cywilny. W praktyce oznacza to, iż osoby wykonujące pracę na podstawie tego typu umów nie są chronione przez Kodeks pracy, który gwarantuje m.in. prawo do płatnego urlopu wypoczynkowego, macierzyńskiego, zwolnienia lekarskiego.
Sytuacja na rynku pracy wielokrotnie jednak zmusza wiele osób do podejmowania każdego rodzaju pracy, bez względu na formę umowy. Zatrudnieni na podstawie umów-zleceń niejednokrotnie spędzają w pracy osiem godzin pod nadzorem pracodawcy, podobnie jak ich koledzy na etatach, mają takie same obowiązki, ale nie przywileje.
– Pracuję tak ciężko jak koledzy na etacie, a nie mam żadnych przywilejów – mówi Adam, pracownik agencji reklamowej z Białegostoku. – O emeryturze jeszcze nie myślę, ale gdy widzę, jak latem połowa firmy znika na płatne wakacje, to mam ochotę rzucić to wszystko.
Wybrać mniejsze zło
REKLAMA
Wykonywanie pracy na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem, a także w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej umowy. W takiej sytuacji można zwrócić się do sądu pracy, by orzekł, że zawarta umowa to umowa o pracę, a nie umowa cywilnoprawna. Wielu pracownikom jednak zależy na jakiejkolwiek pracy, bez względu na rodzaj umowy, dlatego nie upominają się o swoje prawa. Efekt? Spędzają całe dnie w pracy, a o urlopie mogą tylko pomarzyć.
Tymczasem zregenerowanie sił po intensywnej pracy jest jednym z warunków efektywności pracownika. Osoba przemęczona fizycznie i psychicznie to niezbyt dobry materiał na pracownika. Taka polityka zatrudnienia może w konsekwencji przynieść firmie więcej szkody niż pożytku. Ponieważ są to umowy cywilnoprawne, Kodeks pracy nie ma do nich zastosowania, a co za tym idzie osobom pracującym na ich podstawie nie przysługuje płatny urlop, w razie choroby nie otrzymają wynagrodzenia, nie będzie im również przysługiwał płatny urlop macierzyński.
Okazuje się jednak, że osoba, która opłaca składki chorobowe może pójść na zwolnienie lekarskie, a w wypadku urodzenia dziecka otrzymać zasiłek macierzyński, nawet jeżeli pracuje na podstawie umowy-zlecenia. Dla pracujących na umowę-zlecenie ubezpieczenie chorobowe jest dobrowolne i można się do niego zgłosić w każdej chwili. Wystarczy złożyć wniosek w kadrach. Teoretycznie nic też nie stoi na przeszkodzie, aby umówić się ze zleceniodawcą na przerwę w pracy (bezpłatną albo płatną). Długość przerwy oraz to, czy będzie płatna, czy nie, zależy od ustaleń ze zleceniodawcą. Nie istnieje jednak przepis nakładający na zleceniodawcę obowiązek udzielania dni wolnych.
Urlop na papierze
Pracownicy etatowi zatem mogą się czuć pod tym względem bardziej bezpieczni. W praktyce okazuje się jednak, że i oni miewają problemy z wyegzekwowaniem swojego prawa do urlopu:
– Mój pracodawca nie chce mi dać 2-tygodniowego urlopu. Wcześniej nie brałem nigdy urlopu, gdy teraz chciałem trochę odpocząć (10 dni roboczych, a 14 licząc wszystkie), to nie wyraził zgody na tak długą nieobecność. Nie chcę wchodzić w konflikt, ale co ja mam zrobić, aby udać się na zaplanowany urlop? – żali się jeden z użytkowników forum poświęconego poradom prawnym.
Grzywna za umowę cywilnoprawną
Nie jest to niestety przypadek odosobniony. Na forum rozgorzała dyskusja: prawnik radzi, by upominać się o swoje prawa, użytkownicy forum – by siedzieć cicho i poczekać na sprzyjający moment, w innym wypadku – jak twierdzą – szef zwolni taką osobę przy najbliższej okazji pod byle pretekstem. Kodeks pracy stanowi, że na wniosek pracownika urlop może być podzielony na części. W takim jednak przypadku co najmniej jedna część wypoczynku powinna trwać nie mniej niż 14 kolejnych dni kalendarzowych. Teoretycznie więc pracownik ma prawo wykorzystać cały przysługujący urlop w jednej części. Przyjęło się jednak, że wolne dzieli się na części.
Urlopy powinny być udzielane zgodnie z planem urlopów. Plan urlopów ustala pracodawca, biorąc pod uwagę wnioski pracowników i konieczność zapewnienia normalnego toku pracy. Rzeczywistość często nie pozostawia złudzeń. Trudno upominać się o swoje prawa, gdy ma się wiele zobowiązań, w tym finansowych. W praktyce pracownik nie podpisuje się na liście obecności, wypełnia wniosek urlopowy, jednak codziennie stawia się w pracy. Na papierze wszystko jest w porządku.
Dlaczego osoba pracująca na zlecenie nie jest pracownikiem?
W takim wypadku też nie można skorzystać z wypłaty ekwiwalentu za niewykorzystany urlop, który należy się w wypadku, gdy powodem niewykorzystania urlopu jest odejście z pracy (m.in. w przypadku rozwiązania umowy na czas nieokreślony lub określony, zwolnienia dyscyplinarnego), czyli gdy pracownik nie ma możliwości skorzystania z urlopu.
Koło ratunkowe
Jeśli szef nie chce przyjąć do wiadomości, że urlop pracownikowi się po prostu należy, albo udziela go w mniejszym wymiarze, pozostaje skarga do Państwowej Inspekcji Pracy. Inspektorzy sprawdzą, czy pracodawca rzeczywiście łamie prawo. Jeśli okaże się, że tak, najpierw dostanie upomnienie, a jeżeli to nie pomoże, będzie ukarany grzywną. Sprawę można także oddać do sądu. W takim przypadku pracodawcy grożą nawet 2 lata więzienia za złośliwe naruszanie praw pracowniczych.
Agnieszka Jastrzębska (Zielona Linia)
19524 - infolinia urzędu pracy
www.zielonalinia.gov.pl
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat