Krótszy tydzień pracy. Czy skrócenie czasu pracy do 4 dni pracy w tygodniu wpłynie na polską gospodarkę?
REKLAMA
REKLAMA
- Możliwe obniżenie dochodów pracowników
- Krótszy tydzień pracy a produktywność
- Czy wzrośnie wydajność pracowników
- Czy naprawdę zbyt dużo pracujemy
- Zapaść opieki zdrowotnej i wyższa inflacja
Możliwe obniżenie dochodów pracowników
Zdaniem Jeremiego Mordasewicza, doradcy zarządu Konfederacji Lewiatan, przy niskim jak obecnie bezrobociu, powszechnie odczuwanym braku pracowników i systematycznie malejącej liczbie osób w wieku produkcyjnym (ubytek ponad 150 tysięcy osób rocznie) skrócenie czasu pracy, np. do 4 dni w tygodniu, nie zostanie zrównoważone przez wzrost zatrudnienia. Produkcja krajowa zmniejszy się, a wraz z nią zmniejszą się dochody ludności.
REKLAMA
Jeżeli w jakimś przedsiębiorstwie możliwe jest skrócenie czasu pracy bez zmniejszenia produkcji to można to zrobić, ale w przypadku ustawowego skrócenia czasu pracy i w konsekwencji obniżenia dochodów pracowników osoby szczególnie pracowite i ambitne będą bardziej skłonne do emigracji do państw, które nie utrudniają mieszkańcom drogi do dobrobytu. Nasilenie emigracji, przede wszystkim osób młodych, dla naszego starzejącego się społeczeństwa byłoby tragedią.
Jednak w przypadku kryzysu gospodarczego i gwałtownego spadku popytu na pracowników skrócenie czasu pracy, np. do 4 dni w tygodniu, może ograniczyć zwolnienia. Może więc być uzasadnione względami społecznymi.
Krótszy tydzień pracy a produktywność
– Nie możemy również liczyć na szybki wzrost produktywności, który zrównoważyłby skrócenie czasu pracy, ponieważ zależy on przede wszystkim od udziału inwestycji w PKB, a ten utrzymuje się na poziomie poniżej 20%, wobec potrzeb przekraczających 25%. Niska – jak na Europę – wydajność pracy w naszym kraju wynika przede wszystkim ze skromnych zasobów kapitału i w konsekwencji z braku zaawansowanych technologii i nowoczesnego sprzętu – podkreśla Jeremi Mordasewicz.
To prawda, że pracujemy dłużej niż Niemcy czy Francuzi, ale pamiętajmy, że jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Niemcy, Francuzi czy Skandynawowie mogą pozwolić sobie na krótszą pracę, bo ich przedsiębiorstwa dysponują kilkukrotnie większym kapitałem na jednego pracownika niż nasze firmy. Dlatego tak ważne jest gromadzenie kapitału i inwestowanie w rozwój nowych produktów i technologii, informatyzację i automatyzację produkcji, rozwój sieci zbytu.
Czy wzrośnie wydajność pracowników
REKLAMA
Dzięki skróceniu czasu pracy osoby obecnie przepracowane mogą co prawda zwiększyć wydajność pracy, ale dotyczyć to będzie niewielkiej części pracowników. W przypadku większości stanowisk pracy, aby zwiększyć produkcję, niezbędne są kosztowne inwestycje umożliwiające automatyzację i cyfryzację procesów produkcji i sprzedaży. Poza tym w sektorze usług, np. w gastronomii, hotelarstwie, rozrywce, turystyce, budownictwie czy opiece zdrowotnej możliwości automatyzacji pracy są ograniczone.
Niestety poziom inwestycji w naszym kraju jest niski. Jeżeli skrócimy czas pracy, to budynki i maszyny będą wykorzystane w mniejszym stopniu, więc inwestycje w Polsce będą mniej opłacalne. Do tego inwestorzy uznają, że skoro chcemy mniej pracować, to widocznie słabnie motywacja do pracy i będą wybierać inne kraje. A mniej inwestycji, to wolniejsza modernizacja gospodarki, wolniejszy wzrost produktywności i wynagrodzeń oraz wolniejszy wzrost nakładów na usługi publiczne.
Czy naprawdę zbyt dużo pracujemy
Twierdzenie, że skrócenie czasu pracy zrównoważymy wzrostem wydajności, jest błędne. Część z nas rzeczywiście pracuje ponad siły, a człowiek zbyt dużo pracujący jest mniej wydajny. Kluczowa jest więc odpowiedź na pytanie, co oznacza „zbyt dużo”. Czy obecne 40 godzin pracy tygodniowo należy uznać za nadmierną eksploatację organizmu? Tym bardziej, że uwzględniając wolne soboty i niedziele, święta, urlop i zwolnienia chorobowe, średnio pracujemy w ciągu roku 215 dni, a odpoczywamy 150. Pracujemy tyle, ile pracowali mieszkańcy Europy Zachodniej będąc na naszym obecnym poziomie rozwoju gospodarczego.
Dzięki postępowi technicznemu i zmianom organizacyjnym możemy liczyć na wzrost produktywności w Polsce rzędu 2-3% rocznie. Jeżeli więc skrócimy tydzień pracy o jeden dzień, czyli z 40 do 32 godzin, produkcja - a wraz z nią dochody - zmniejszą się o blisko 20% i powrót do obecnych dochodów pracowników zabierze nam blisko 10 lat.
Zapaść opieki zdrowotnej i wyższa inflacja
Konsekwencje skrócenia czasu pracy byłyby tragiczne zwłaszcza w przypadku opieki zdrowotnej. Jesteśmy starzejącym się społeczeństwem, więc popyt na usługi zdrowotne rośnie. Tymczasem mamy za mało lekarzy i pielęgniarek, a do tego wielu pracowników opieki zdrowotnej zbliża się do wieku emerytalnego. Jesteśmy więc zmuszeni zwiększyć nakłady na opiekę zdrowotną. Jeżeli jednak będziemy mniej pracować i zarabiać, w rezultacie zmniejszą się wpływy ze składek na NFZ i możliwości finansowania opieki zdrowotnej, a jednocześnie wzrosną koszty pracy personelu medycznego w godzinach nadliczbowych. Rezultatem byłaby zapaść opieki zdrowotnej.
– I jeszcze na koniec jedno zdanie o wpływie skrócenia czasu pracy na inflację. Skrócenie czasu pracy bez adekwatnego zmniejszenia wynagrodzeń byłoby silnym impulsem inflacyjnym, ponieważ część wynagrodzeń nie miałaby pokrycia w produkcji i usługach, a to jest właśnie źródłem inflacji. Nie ograniczajmy ustawowo czasu pracy, pozostawmy to do wspólnej decyzji pracodawców i pracowników – dodaje Jeremi Mordasewicz.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat