W jaki sposób można zwiększyć zaufanie do wirtualnych pracowników?
REKLAMA
REKLAMA
Dziś ciężko znaleźć kogoś, kto wchodząc w nową dekadę XXI wieku, nie ma na swoim koncie żadnej rozmowy biznesowej zrealizowanej przy pomocy nowych technologii. Przywykliśmy do naszych smartfonów, laptopów i niezliczonych komunikatorów, które w sekundy łączą nas z ludźmi na drugim końcu świata. Przywykliśmy do nich tak bardzo, że w zasadzie stały się nieodłącznym elementem naszego życia. Jako konsumenci złościmy się, kiedy nie możemy czegoś załatwić bez wychodzenia z domu, bo przecież firmy powinny nadążać za trendami i ułatwiać nam życie. Zakupy robimy online, usługi bankowe mamy w aplikacji mobilnej, więc pożyczenie pięćdziesięciu tysięcy nie powinno być wielkim problemem — klik i zrobione. Hotel na tydzień w Nowym Jorku zarezerwujemy w dwie minuty, nawet nie żądają od nas płatności z góry. Co za wygoda!
REKLAMA
Skoro tak cenimy sobie zakupy i usługi online, dlaczego wiele polskich firm, a nawet polskich oddziałów firm międzynarodowych, wciąż nieufnie podchodzi do zatrudniania pracowników i podwykonawców do pracy zdalnej?
PRACOWNIKA WIDAĆ, WIĘC PRACUJE
Jako trener wielokrotnie aplikowałam do korporacji w celu nawiązania dłuższej współpracy, przy czym bardzo często proponowałam, aby przynajmniej część zadań mogła być wykonywana zdalnie. Obiekcje, jakie słyszałam od polskich pracodawców, można ująć w jednym zdaniu: „Skoro pani nie widać, to jaką mam gwarancję, że pani pracuje?”. Oczywiście żadnej. Przecież zamiast pracować mogę leżeć na plaży i popijać drinki. Owszem, nie raz zdarzało mi się pracować zdalnie w pięknych okolicznościach przyrody, jednak podpisując umowę, zobowiązałam się do wykonania ściśle określonych zadań. Jakie zatem znaczenie dla pracodawcy ma, czy wykonam je ze swojego biura czy z plaży?
Porównując ze sobą firmy polską, brytyjską i amerykańską, dla których miałam okazję pracować zdalnie, mogę pokusić się o stwierdzenie, że to, co holenderski psycholog społeczny Geert Hofstede nazywa w swojej teorii wymiarów kultury „pobłażliwością”, odgrywa tu rolę pierwszoplanową. Wspomniana teoria, składająca się początkowo z czterech, a obecnie z sześciu wymiarów, charakteryzujących kulturę w sposób porównawczy w stosunku do innych, opisuje między innymi normy panujące w danym społeczeństwie w kontekście zaspokajania własnych pragnień. Kultura brytyjska i amerykańska z wysokim, w po-równaniu z Polską, wskaźnikiem wspomnianej „pobłażliwości” wykazują większą skłonność do optymizmu i radości z życia, nagradzania się i podążania za impulsami. Tymczasem nasza kultura zaliczana jest do grupy powściągliwych, cynicznych, gdzie społeczeństwo zachowuje umiar w przyjemnościach, a samo nagradzanie się postrzega jako coś niewłaściwego .
Tak więc jeśli raz jeszcze spojrzymy na pracownika zdalnego, który kiedy chce, to położy się na kanapie, a kiedy słońce świeci, wyjdzie z laptopem na balkon, który między jednym raportem a drugim wstawi obiad i odbierze paczkę od kuriera, a w tle będzie leciała jego ulubiona muzyka, to możemy mieć wrażenie, że jego zachowanie wygląda jak realizowanie przyjemności, nagroda, spełnione pragnienie… zaburzenie naszych norm społecznych, praw-da? Tak przecież nie wypada i już. Zwłaszcza w pracy.
WIRTUALNE SUPERBOHATERKI
Może i nie wypada, ale coraz więcej osób szuka pracy zdalnej: specjaliści IT, trenerzy, redaktorzy i korektorzy czy rekruterzy. Na taki oto niezbyt chętny do kooperacji polski rynek pracy, wkroczyła kilka lat temu wirtualna asystentka. Postać pełniąca funkcję sekretarki, social media managera, project managera, specjalisty od Wordpressa, HTML-a, SEO, Photoshopa i sprzedaży na Etsy. Postać, której konsument czy odbiorca online’owych treści nie widzi, która siedzi gdzieś w zaciszu swojego domu (albo na plaży, kto wie) i przygotowuje nowe posty na fanpage, rezerwuje bilety lotnicze do Wiednia i kupuje wieniec na pogrzeb żony prezesa. O wirtualnych asystentkach (i asystentach, choć zawód ten jest niewątpliwie sfeminizowany) mówi się, że jest to profesja przyszłości. Powiem więcej – ta przyszłość już nadeszła. Jakieś pięć lat temu podczas jednej z konferencji, na której miałam okazję być prelegentką, młoda i odważna dziewczyna tłumaczyła wszystkim, na czym w ogóle polega rola wirtualnej asystentki. Część uczestników patrzyła nieufnie, część z lekkim pobłażaniem. Bo przecież to jakieś mrzonki. To nie może się udać. Od tamtej pory obserwowałam, jak młoda i odważna dziewczyna buduje sieć kontaktów, jak bu-duje grupę wirtualnych asystentek, które uczy zawodu, jak uświadamia rynek i buduje zaufanie. Mrzonka stała się rzeczywistością.
ŻEBY BYŁO LEPIEJ WIDAĆ…
Od wirtualnych asystentek nauczyłam się jednej rzeczy: nieważne, gdzie pracujesz, pracodawca prócz efektów pracy musi otrzymywać satysfakcjonujący raport z wykonywanej pracy. Zdarzyło mi się oczywiście współpracować zdalnie z firmą szkoleniową, dla której wykonane zadanie i telefoniczne podsumowanie miesiąca było wystarczające. Co jednak, jeśli firma żąda więcej?
Warto pamiętać, że nie trzeba od razu inwestować tysięcy złotych w licencjonowane programy służące monitorowaniu. Pracownika czy podwykonawcę zdalnego bez problemu można monitorować dzięki ogólnodostępnym aplikacjom, z których część jest do ściągnięcia również w wersjach darmowych. Czy warto? Tak. Takie rozwiązania są korzystne dla obu stron — proponowałam je nieraz sama jako pod-wykonawca, aby firma widziała, ile, kiedy i nad czym pracowałam, i miała pewność, na co wydaje swoje pieniądze.
Przy współpracy wirtualnej warto pomyśleć o dwóch typach aplikacji. Pierwszy to narzędzia do monitorowania czasu pracy, a drugi – do pracy projektowej. Poniżej kilka propozycji.
TOGGL
Moja ulubiona aplikacja do monitorowania czasu pracy i zwiększania produktywności. Pierwsze narzędzie pracownika i podwykonawcy zdalnego, szczególnie w sytuacji, gdy płaca przeliczana jest wedle przepracowanego czasu. Toggl pozwala zliczyć czas spędzony nad konkretnymi zadaniami z dokładnością co do sekundy i stworzyć z tego raport. Daje możliwość oznaczenia różnymi kolorami poszczególnych zadań, a w przypadku pracy dla kilku firm — dodania każdego z pracodawców i tworzenia dla nich oddzielnych raportów. Warto dodać, że Toggl jest jedną z kilkudziesięciu firm na świecie, które zatrudniają pracowników wyłącznie zdalnie.
TIMEDOCTOR
Kolejne narzędzie do śledzenia czasu pracy i produktywności, jednak w odróżnieniu od Toggla, TimeDoctor diagnozuje czas pracownika spędzony przed komputerem.. System odróżnia aktywność od przerwy, ma opcję geolokalizacji, robi automatyczne zrzuty ekranu, które dostarcza menedżerowi, aby ten mógł się upewnić, że pracownik w czasie pracy nie kupuje nowych butów w sklepie internetowym.
HUBSTAFF
Narzędzie tożsame z TimeDoctor, mające praktycznie te same właściwości i funkcje z tą różnicą, że Hubstaff nie ma wersji bezpłatnej, a jedynie próbny 14-dniowy okres.
ASANA
Aplikacja dająca wiele możliwości nawet w wersji darmowej, która ułatwia zarządzanie zadaniami i projektami, nawet w rozbudowanym i rozproszonym zespole. Plusem jest delikatnie zgrywalizowany system, który zachęca do wykonywania wyznaczonych zadań na czas, a nawet przed terminem. To lista zadań, kalendarz, czat, przestrzeń do burzy mózgów i zbierania pomysłów w jednym. Używałam tej aplikacji, prowadząc swoją szkołę językową i zarządzając lektorami, których twarzą w twarz widywałam 1–2 razy w miesiącu. Po 2–3 tygodniach lektorzy wyrabiali sobie nawyk komunikowania się wyłącznie przez Asanę, a ja miałam dostęp do pełnych raportów z postępów ich pracy – bez zbędnego ganiania, wydzwaniania i mailowania.
TRELLO
Powiedziałabym, że to prostsza wersja Asany, aplikacja dla tych, którym cierpliwości na Asanę nie starczyło. Wygląda nieco bardziej staroświecko, ale jest przyjemna w obsłudze i pozwala tworzyć tablice do pracy projektowej, listy zadań i dyskusje.
PADLET
Jeśli pracownik i pracodawca chcą pracować zdalnie nad jakimś projektem, ale nie starcza im cierpliwości na naukę obsługi którejś z wy-mienionych aplikacji, to odpowiedzią na ich potrzeby jest Padlet. To wirtualna tablica do zbierania pomysłów, linków, zdjęć, tworzenia map myśli czy robienia burz mózgów. Narzędzie to uwielbiają nauczyciele z całego świata, ja natomiast często wykorzystuję je na swoich szkoleniach (zarówno online’owych, jak i tych na żywo) do tworzenia kontraktów lub spisy-wania potrzeb uczestników.
POCZUCIE IZOLACJI
Przyglądając się w mojej pracy trenerskiej zespołom pracującym wirtualnie przez cały czas lub jego większość, zaczęłam się zastanawiać, co jest najgorszym wrogiem pracownika zdalnego. Odpowiedź dopadła mnie podczas kilkutygodniowego zlecenia wykonywanego oczywiście zdalnie i brzmiała: poczucie izolacji. Dlatego właśnie włączenie do pracy narzędzia, które daje możliwość stałego kontaktu z menedżerem i innymi członkami zespołu, wspiera budowanie relacji, a co za tym idzie, wzajemnego zaufania, wzrost motywacji i zaangażowania w wykonywane zadania, satysfakcji z pracy. Rolą lidera zespołu jest zadbać o to, aby pracownicy zdalni poczuli przynależność do firmy. W końcu pracownik zdalny również jest jej wizytówką.
DR AGNIESZKA WĄSIK
Trener biznesu specjalizujący się w kompetencjach cyfrowych
i międzykulturowych, lektor języka polskiego jako obcego, coach, doktor nauk humanistycznych.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat