Brakuje pracowników z Ukrainy. Kto ich zastąpi?
REKLAMA
REKLAMA
Polski rynek pracy dynamicznie się zmienia od dwóch lat. Ledwo otrząsnął się po trudnym czasie pandemii, a już zmaga się z konsekwencjami ataku zbrojnego Rosji na Ukrainę. Z powodu tego konfliktu do Polski napłynęło bardzo dużo kobiet z Ukrainy, dla których nie ma wystarczającej ilości ofert pracy na rynku. Z kolei w przypadku zawodów wykonywanych głównie przez mężczyzn pracodawcy już borykają się z niedoborami kadrowymi. W konsekwencji wśród pracodawców zaczyna rosnąć zainteresowanie pracownikami z innych państw jak Mołdawia, Gruzja czy Kazachstan.
REKLAMA
Według najnowszych danych opublikowanych przez Straż Graniczną, od początku wojny, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 2,8 mln obywateli Ukrainy. Są to przede wszystkim kobiety z dziećmi oraz osoby starsze, ponieważ mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat nie mogą opuszczać terytorium Ukrainy. W tym samym czasie z Polski do Ukrainy wyjechało ponad 800 tys. osób. W początkowej fazie byli to głównie mężczyźni, którzy wrócili, by bronić ojczyzny, a to oznacza duże zmiany dla polskiego rynku pracy.
Jakie branże cierpią na deficyt mężczyzn z Ukrainy?
“Obecnie na polskim rynku pracy obserwujemy duże niedopasowanie strukturalne pracowników względem wolnych wakatów. Napływ ludności z Ukrainy pozwoli z pewnością wypełnić luki kadrowe w branżach, w których pracują przede wszystkim kobiety. Jednak tutaj trzeba pamiętać, że choć specustawa ułatwia podjęcie pracy, to pozostaje kwestia sprawowania opieki nad dziećmi, której kobiety nie mogą podzielić z partnerem, a to oznacza, że są mniej elastyczne dla rynku pracy. Jednak widzimy, że i tak liczba ofert pracy dla kobiet, szczególnie tych o niskich kwalifikacjach, jest dużo mniejsza niż popyt na te stanowiska. Z drugiej strony obserwujemy duże niedobory kadrowe w przypadku zawodów, które wymagają większej siły fizycznej czy specjalnych uprawnień. Choć dla wielu branż jeszcze nie zaczął się tzw. wysoki sezon już cierpią na brak rąk do pracy” – mówi Tomasz Dudek, Dyrektor Zarządzający OTTO Work Force Central Europe.
Według opublikowanych niedawno danych GUS, pod koniec zeszłego roku najwięcej wolnych miejsc pracy było w produkcji przemysłowej (32,6 tys.), czyli prawie jedna czwarta wszystkich 137,4 tys. wakatów w firmach. Natomiast drugie miejsce pod kątem wolnych stanowisk zajmowało w zeszłym roku budownictwo (22 tys.). To oznacza, że teraz, gdy tysiące Ukraińców pracujących w Polsce wyjechało bronić ojczyzny, wolnych miejsc pracy jest jeszcze więcej. Ponieważ wymagają one użycia określonej siły fizycznej trudno byłoby sprostać tym zadaniom ukraińskim kobietom.
Kto będzie wsparciem dla polskiego rynku pracy
“Produkcja, budownictwo oraz logistyka to branże, które najbardziej zaczynają odczuwać braki kadrowe i martwić się o zapewnienie ciągłości biznesu. Niestety, ale wraz z nadejściem tzw. wysokiego sezonu w obszarze pracy tymczasowej te braki będą się jeszcze pogłębiać. Dlatego pracodawcy już teraz powinni odpowiedzieć sobie na pytanie kim zastąpić pracowników z Ukrainy i otworzyć się na kandydatów z innych państw. Obecnie coraz więcej naszych klientów zaczęło zatrudniać za naszym pośrednictwem pracowników z Mołdawii, Gruzji I Kazachstanu. Pamiętajmy jednak, że są to kraje o mniejszym potencjale i nie pokryją całego zapotrzebowania kadrowego w Polsce. Konieczna jest więc dywersyfikacja rynku i sięgnięcie po pracowników z bardziej odległych kulturowo regionów jak Indonezja czy Wietnam. Tutaj niestety utrudnieniem są długie procedury legalizacji pobytu i pracy w Polsce, które trwają nawet 4-5 miesiące. Jednak jeśli rozpoczniemy je odpowiednio wcześnie będziemy w stanie odpowiedzieć na rosnące potrzeby kadrowe na polskim rynku pracy – mówi Tomasz Dudek, Dyrektor Zarządzający OTTO Work Force Central Europe.
Źródło: OTTO Work Force
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat