Ograniczenia, kolektywizm i odpowiedzialność
REKLAMA
Pomyślałem sobie: kryzys minął. Weszliśmy w fazę, w której znowu ludzie krytycznie przyglądają się temu, czego oczekują od nich organizacje i co proponują konsultanci jako sposoby na poprawę efektywności i wyników. Niedawny nastrój paniki, lub przynajmniej zaniepokojenia, był dla wielu osób testem gotowości do innego spojrzenia na siebie i poświęceń dla zespołu lub organizacji. Sprawił też, że trzeba było interes firmy czy zespołu postawić wyżej niż osobisty lub życie prywatne.
Z jednym z menedżerów dyskutowaliśmy, czy jego dotychczasowe podejście szefa „drogowskazu” (nie przewodnika) i szefa od 9.00 do 17.00 wystarczy, żeby przeprowadzić zespół przez trudne czasy. Kwestionował sens „przywództwa na każdym poziomie”, pokazując, jak wiele energii lidera pochłania takie pełne zaangażowania podejście. I jakim może być kosztem dla niego jako człowieka. Chciał być bardzo dobrym koordynatorem pracy ludzi i ułatwiać im wykonywanie zadań, ale nie zastanawiać się nad „brzemieniem odpowiedzialności”, jakie powinien nieść jako lider. Lubił swoich ludzi, szanował firmę, ale nie chciał przekonywać ich do niemożliwego, bronić celów organizacji, namawiać do niezwykłego wysiłku. Argumentował, że to tylko praca, tylko jedna z tych, którą wykonujemy w życiu, nie żadna wojna, na której jesteśmy dowódcami, nie mistrzostwa świata, na których mamy wspierać swój zespół. Nie miał złudzeń, że organizacje biznesowe i tak sobie poradzą, a ich liderzy albo są współsprawcami obecnej sytuacji, albo będą jej beneficjentami.
Treść jest dostępna bezpłatnie,
wystarczy zarejestrować się w serwisie
Załóż konto aby otrzymać dostęp do pełnej bazy artykułów oraz wszystkich narzędzi
Posiadasz już konto? Zaloguj się.REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat