Komu rząd da podwyżki w 2026 roku, a kogo pominie? Duża grupa pracowników czuje się oszukana

REKLAMA
REKLAMA
Rozmowy o podwyżkach zakończyły się fiaskiem. 2 grudnia przy jednym stole zasiedli przedstawiciele rządu, resortów finansowych, strona społeczna i pracodawcy. Mimo pełnego składu nie udało się ustalić absolutnie nic. Nie ma porozumienia w sprawie mechanizmu waloryzacji, nie ma terminu podwyżek, a rząd wciąż nie pokazuje żadnych środków na ich sfinansowanie. Związki mówią o poczuciu zdrady i próbie zamrożenia płac kosztem zwykłych pracowników. Rząd odpowiada, że budżet pęka w szwach. Emocje rosną, konflikt narasta, a cały system wchodzi w najbardziej napięty moment od lat.
- O co tak naprawdę chodzi?
- Co wiadomo po niedzielnych negocjacjach
- Dlaczego nie ma porozumienia?
- Co wydarzy się teraz?
- Kto zyska, kto straci?
Rozmowy w Trójstronnym Zespole ds. Ochrony Zdrowia 2 grudnia odbyły się w pełnym składzie, wreszcie z udziałem Ministerstwa Finansów, o co od tygodni zabiegały związki zawodowe. Mimo tego nie udało się osiągnąć żadnego przełomu. Nadal nie ma zgody na nowy mechanizm waloryzacji, nie ma zgody na termin podwyżek, a rząd nie przedstawił żadnych gwarancji finansowych. Medycy mówią otwarcie, że rząd chce oszczędzać ich kosztem. Ministerstwo odpowiada, że system finansowy ochrony zdrowia znajduje się w kryzysie i wymaga urealnienia wydatków.
REKLAMA
REKLAMA
O co tak naprawdę chodzi?
Spór nie dotyczy jednej decyzji, ale trzech równocześnie. Po pierwsze, jak liczyć podwyżki. Po drugie, kiedy je wypłacać. Po trzecie, jak zrównoważyć sytuację między medykami na etatach a tymi na kontraktach, których zarobki potrafią być skrajnie różne. To właśnie zderzenie tych trzech elementów sprawia, że rozmowy stoją w miejscu, a nikt nie chce ustąpić.
Co wiadomo po niedzielnych negocjacjach
Najważniejsza decyzja dotyczy kontraktów. Ministerstwo Zdrowia wycofało się z pomysłu wprowadzenia górnych limitów wynagrodzeń dla lekarzy pracujących na B2B. Jeszcze w listopadzie dyskutowano o pułapach rzędu 36–48 tysięcy złotych miesięcznie, ale teraz, jak przyznała minister Sobierańska-Grenda, pomysł mógłby sparaliżować część oddziałów. W niektórych specjalizacjach większość lekarzy pracuje bowiem wyłącznie na kontraktach.
Ta decyzja natychmiast wywołała sprzeciw pielęgniarek i związków zawodowych, które mówią o utrwalaniu gigantycznych różnic płacowych. Ich zdaniem rząd chroni najlepiej zarabiających, a ci, którzy pracują na etatach, zostaną obciążeni skutkami cięć.
REKLAMA
Drugim punktem sporu jest termin podwyżek. MZ chce przesunąć waloryzację z 1 lipca na 1 stycznia, tłumacząc to koniecznością zsynchronizowania wydatków z budżetem NFZ. Związki odpowiadają: to jedynie półroczne zamrożenie pensji, ukryte pod techniczną korektą kalendarza.
Trzeci konflikt jest najostrzejszy: rząd proponuje, by podwyżki były liczone na podstawie wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej. Obecnie są powiązane ze średnią krajową, która rośnie szybciej. Zmiana oznaczałaby znacznie mniejsze wzrosty płac niż dotychczas. Strona społeczna mówi wprost, że takie rozwiązanie jest cofaniem reformy o kilka lat.
Dlaczego nie ma porozumienia?
Finanse ochrony zdrowia są mocno napięte. NFZ przygotowuje budżet na 2026 rok i jak słyszą uczestnicy rozmów, nie ma w nim przestrzeni na utrzymanie obecnej dynamiki podwyżek. Dlatego Ministerstwo Finansów naciska na ograniczenie wzrostów wynagrodzeń. Jednocześnie każda większa zmiana ma polityczny koszt: ruszenie wysokich kontraktów lekarzy wywołałoby natychmiastowy protest, a ograniczenie podwyżek dla etatów, bunt pielęgniarek i techników. Rząd nie chce otwierać dwóch konfliktów jednocześnie.
Problemem było również to, że mimo obecności przedstawicielki Ministerstwa Finansów, nie padła ani jedna deklaracja dotycząca realnych pieniędzy na waloryzację. Związki odebrały to jako potwierdzenie, że rząd nie przychodzi do rozmów z żadną propozycją, jedynie z oczekiwaniem cięć.
Co wydarzy się teraz?
7 stycznia zbierze się prezydium Zespołu, które ma wyznaczyć termin kolejnego pełnego spotkania. To wtedy mają zapaść najważniejsze decyzje. Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że w styczniu pokaże projekt nowelizacji ustawy płacowej. Ten dokument po raz pierwszy ma zawierać konkretne wartości, wskaźniki i terminy.
Do tego czasu system pozostaje w zawieszeniu. Nie wiadomo, jak będzie wyglądała tabela płac, jaki będzie wskaźnik waloryzacji i czy budżet NFZ udźwignie jakiekolwiek podwyżki. Oznacza to, że wynagrodzenia w 2026 roku mogą wzrosnąć później, w mniejszej skali, lub w całkowicie nowym modelu.
Kto zyska, kto straci?
Pracownicy etatowi mają najwięcej do stracenia. Waloryzacja może być niższa, przesunięta o pół roku, a jednocześnie rząd nie zamierza zmieniać nic w kontraktach, co jak twierdzą związki, zwiększy odpływ kadr z etatów do B2B. Najmniej zagrożeni są lekarze kontraktowi. Ich wynagrodzenia pozostają nietknięte, a rynek usług lekarskich nadal jest dla nich korzystny. Dyrektorzy szpitali ostrzegają, że jeśli rząd nie dołoży pieniędzy, nie ma matematycznej możliwości, aby sfinansować podwyżki w obecnym kształcie.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.

- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat
REKLAMA



