Zawód dziennikarz [WYWIAD]

Zbigniew Biskupski
rozwiń więcej
Emilia Panufnik
rozwiń więcej
zawód dziennikarz wywiad Zbigniew Biskupski / Zawód dziennikarz - wywiad, Zbigniew Biskupski / Infor.pl

- Nie można porównywać dziennikarstwa starego z obecnym. Inne były kanony i oczekiwania. Dzisiejszy mistrz mający 5-8 mln odsłon w miesiącu nie zaliczyłby stażu w redakcji, a Małgorzata Szejnert, niedościgła mistrzyni reportażu wtedy, dziś zostałaby wyrzucona z pracy za lenistwo. – o śmierci klasycznego dziennikarstwa barwnie opowiada Zbigniew Biskupski, dziennikarz z 46-letnim doświadczeniem.

rozwiń >

Zbigniew Biskupski - dziennikarz i redaktor od 1978 r., absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, był autorem reportaży, redaktorem naczelnym Prawa i Życia, Adwokata Domowego oraz I zastępcą redaktora naczelnego Dziennika Gazety Prawnej, aktualnie dziennikarz i redaktor internetowy m.in. portalu infor.pl, porusza się w tematyce biznes, finanse i prawo.

Autopromocja

Klasyczne dziennikarstwo upadło

Redaktorka portalu infor.pl, Emilia Panufnik: Czasy klasycznego dziennikarstwa to brzmi jak zamierzchła przeszłość. Czym wyróżniało się „klasyczne dziennikarstwo”? Czy na pewno już nie istnieje? Kiedy te czasy się skończyły?

Dziennikarz i redaktor, Zbigniew Biskupski: Klasyczne dziennikarstwo… Samo takie pytanie ze strony dziennikarza brzmi jak dowód koronny w sprawie … o zabójstwo dziennikarstwa. Zawodu, nie człowieka. Nie odpowiem, czym jest – czym było – wprost, bo nie da się. Arcymistrz słowa i dziennikarz z krwi i kości, znany bardziej z roli pisarza, Melchior Wańkowicz poświęcił definicji ponad tysiąc stron swojej książki „Karafka La Fontaine’a”. To była biblia każdego dziennikarza, których przed pojawieniem się Internetu było w Polsce, zliczając wszystkie media – środki masowej komunikacji, bo tak się je zwało wtedy – raptem 2-3 tysiące. Teraz można liczyć w milionach…

Do 1974 roku w Polsce by być dziennikarzem trzeba było ukończyć najpierw studia magisterskie, a potem studium dziennikarskie, dwuletnie i tylko na Uniwersytecie Warszawskim. Bez takich studiów zostawało się dziennikarzem po długim aplikowaniu w zawodzie porównywalnym dziś chyba tylko z aplikacjami w elitarnych kręgach prawników: adwokatów, sędziów, notariuszy itd.

Dziennikarstwo klasyczne nie skończyło się jednak w jakimś ściśle określonym momencie, ono kończy się i agonia trwa. To był zawód zaufania społecznego. Jeszcze na początku lat 80. ubiegłego wieku w rankingu zawodów zaufania niezmiennie w pierwszej trójce z lekarzem i księdzem. Teraz w trójce, i owszem, ale na szarym końcu. 

Dżuma dziennikarska

Nie jestem dziennikarzem z wykształcenia, więc myślę, że dałoby się ten dowód podważyć 😉 Z drugiej strony to niejako potwierdzenie zanikania dziennikarstwa w klasycznym rozumieniu. Wracając do „klasycznego dziennikarstwa”, posłużyłam się sformułowaniem, którego sam użyłeś. Co więc przyczyniło się i wciąż przyczynia do jego powolnego upadku?

Upadek był gwałtowny, teraz to już ostatnie drgawki, a jeśli powolne to męczarnie w agonii. Przyczyn jest wiele – uniwersalnych, w wymiarze światowym i tylko w odniesieniu do uwarunkowań polskich.

Jak we wszystkim fundamentalnej przyczyny trzeba szukać w ekonomii. Wydawcy internetowi na wstępie popełnili fundamentalny błąd dotyczący opłat za treści.
Klasyczne media, zwłaszcza papierowe, zachowywały równowagę w finansowaniu: część przychodów była ze sprzedaży treści (cena za gazetę, czasopismo w kiosku itp.), część – wpływy z reklamy. Kontent w Internecie, nawet ten wartościowy, był od początku za darmo. W efekcie cały ciężar finansowania przesunął się na reklamę. I to rozliczaną w sposób od początku patologiczny – według kliknięć. Ta patologia, jak dżuma, przeniosła się na wszystko. Jeden przykład. W klasycznym dziennikarstwie za mistrza uznawany był – a trwało to od wieków – ktoś kto potrafił całe sedno artykułu oddać w tytule, najdalej lidzie. Elementarz dziennikarstwa nakazuje pisanie artykułu według piramidy – co najważniejsze u góry, potem średnio ważne, a przyczynki i kontekst na końcu. Taki artykuł w Internecie, nawet jeśli będzie się dużo klikał, to jego odsłona potrwa sekundy i nie da żadnego efektu reklamowego. Dziś więc mistrzem jest ten, kto naściemnia przez minutę albo i dłużej, by na samiutkim końcu dać czytelnikowi to, co można było opowiedzieć kilkoma słowami.

Wszyscy więc jesteśmy zadżumieni, wpadliśmy w klasyczną pułapkę społeczną. Co gorsza nie widać mądrego, który by znalazł sposób na wydostanie się z niej.

Czy można wywieść z tej piramidy zdarzeń choćby najmniejsze, ale jednak plusy? Przejście wartościowych treści do Internetu (a więc szeroka dostępność darmowych artykułów specjalistycznych) mogło wpłynąć wręcz rewolucyjnie na przykład na rozwój biznesu w Polsce. Wielu internautów szuka darmowych porad prawnych w Internecie. Dzięki temu często szybciej rozwiązują swoje problemy. Wierzę, że chociażby w takim wymiarze współczesne dziennikarstwo może pomóc innym ludziom.

Tak, to prawda. Jednak to tylko nisza, jeśli nie margines – wyjątek potwierdzający regułę. Na szczęście takie artykuły, pisane zazwyczaj według klasycznych kanonów satysfakcjonują wydawców –  bo też potrafią przyciągnąć reklamę i dawać oczekiwane efekty ekonomiczne. Sama jako Autorka jesteś tego najlepszym przykładem – trafiają do Ciebie czytelnicy szukający takich porad, głównie przez klasyczne wyszukiwarki.

Zresztą to nie jest zjawisko charakterystyczne dla mediów cyfrowych. Nie wiem czy wiesz, ale w „starych” dziennikach i czasopismach były bardzo rozbudowane działy łączności z czytelnikami, które za darmo listownie udzielały porad, w tym prawnych w indywidualnych sprawach czytelników. To był duży koszt dla wydawcy, bo np. porad prawnych udzielali wybitni prawnicy – czytelnicy mieli odpowiedzi i porady za darmo, im jednak trzeba było płacić solidną wierszówkę.

Było to zapewne niezwykle wartościowe dla czytelników czasopism (podobną rolę spełniają praktykowane także w naszej firmie dyżury ekspertów), jednak mimo wszystko, aby taką poradę otrzymać trzeba było się bardziej pofatygować – kupić czasopismo, wysłać list. Dziś wystarczy usiąść do komputera, a nawet i wziąć do ręki telefon. W każdym razie uważam, że cyfryzacja i rozpowszechnienie wiedzy specjalistycznej wśród większej rzeszy społeczeństwa było nieuniknione. 

Myśląc idealistycznie i z punktu widzenia autora, tak, chciałabym funkcjonowania systemu opłat za wartościowe treści. Myśląc realnie, prędzej czy później doszłoby do wycieku treści tak jak bywa to w przypadku muzyki, filmów. Czy uważasz, że jest jeszcze szansa powrotu do zamykania treści w Internecie i wprowadzania opłat? Czy takie zabiegi nie mają już racji bytu?

Nie trzeba się było bardziej pofatygować niż teraz, a jeśli to odwrotnie niż myślisz. Te wartościowe gazety i czasopisma sprzedawały się spod lady, a dzienniki kupowało się jak bułki i mleko, prasę więc trzeba było sobie „załatwić”. Poza tym czas biegł inaczej – wszystko działo się z natury swojej wolniej, więc na wszystko czas się znajdował, a dyżury telefoniczne były w redakcjach na porządku dziennym nawet w 1978 roku, gdy ja zaczynałem swoją karierę zawodową. Jak już zaznaczyłem wcześniej, zawód dziennikarza miał ze swojej natury charakter misyjny. Mnie to zostało do dziś – nie potrafię przejść obojętnie, nie interweniując, gdy dzieje się coś źle, nawet ryzykując, że dostanę w ucho od silniejszych fizycznie. To jest po prostu jeszcze silniejsze ode mnie.

Nie, zamykanie treści nie ma sensu – tego trendu nic nie zatrzyma. Jest znane powiedzenie, że kijem się Wisły nie zawróci, ja w takiej sytuacji używam innego – nie należy się kopać z koniem. Trzeba do sprawy podchodzić filozoficznie – nic nie trwa wiecznie. Pojawi się nowy trend i wtedy trzeba sprawnie ustawić wszystko z powrotem z głowy na nogi – mając oczywiście przekonanie, że teraz jesteśmy w ślepym korytarzu ewolucji, który poprzez totalne spłycanie czy wręcz wzajemne ogłupianie i grabienie intelektu z wartości uniwersalnych, czyni więcej szkody niż przynosi pożytku. Oczywiście w tym momencie nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co by to miało być. Nie, nie sztuczna inteligencja – ta uczy się na tym spatologizowanym schemacie i bardziej obawiam się, że filozofię klikania bardziej pogłębi niż wyeliminuje.

Wszystko już było i wszystko znów będzie

Pozostaje nam wierzyć w to, że z biegiem czasu przesycimy się Internetem, zmęczymy natłokiem informacji, znudzi nam się technologia i powrócimy do korzeni, do papieru i wyselekcjonowanej wiedzy wykształconych, doświadczonych ekspertów. Czy to w ogóle jest możliwe? Wszystko wskazuje na to, że póki co nowoczesność, zaawansowana cyfryzacja, sztuczna inteligencja na to nie pozwolą.

Nie, powrót do papieru jest możliwy tylko jeśli znów dojdzie do katastrofy i cofniemy się znów do epoki człowieka pierwotnego. Papier jako nośnik dla mediów i tak utrzymywał się i utrzymuje stanowczo zbyt długo. Drukowanie setek tysięcy nakładów, by sprzedać z tego 2/3 a potem ledwie połowę to niesłychane marnotrawstwo wynikające z niskiej ceny papieru spowodowanej rabunkową gospodarką zasobów naturalnych.

Co innego powrót do świata uniwersalnych wartości: mądrości, eksperckości, autorytetów – to moim zdaniem nastąpi szybciej niż możemy się spodziewać. Gdy zerkniemy wstecz – a historia jest najlepszą nauczycielką – zobaczymy, że okresy bylejakości intelektualnej, nihilizmu, kultu głupoty, nieuctwa i nieudolności choć niekiedy trwają długo, zawsze mają swój koniec. Nie wątpię, iż tak będzie w przyszłości. Świat bowiem jest tak urządzony, że wszystko już było i… wszystko znów będzie.

Tak, to prawda, że okresy historyczne kultywujące rozum, naukę, pracę przeplatały się z tymi, które zwracały się do wnętrza człowieka, jego duchowości. Czasami wychodziły z tego różne twory, jak wspomniany przez Ciebie nihilizm. Tego typu postawy nie służą postępowi. Z drugiej strony romantyzm zaowocował licznymi, wybitnymi dziełami sztuki. Czy wyobrażamy sobie nasze narodowe dziedzictwo bez Adama Mickiewicza czy Juliusza Słowackiego? Niektórzy twierdzą wręcz, że bez romantycznych dzieł nie doszłoby do odrodzenia Polski. Historia składa się więc z kilku pasm, które stale przeplatają się ze sobą. Pytanie, w którym momencie przeplatanki jesteśmy teraz? Jak oceniłbyś współczesność, którą liczymy od 1945 roku? Zawsze zastanawiam się, jak to jest z nazywaniem okresów historycznych. Myślę, że współczesność nie zawsze będzie współczesnością. Kiedyś współczesna była każda mijająca epoka. Ciekawe jak będzie nazywała się nasza współczesność.

Nie, nie 1945, uważam, że „nasza” współczesność, widziana jako epoka, będzie się zaczynała w 1989 roku. Nie chodzi przy tym tylko o Polskę. Rewolucja francuska była taką tylko z nazwy, Wiosna Ludów objęła Europę w 1848 roku, choć jej preludium w polskiej Galicji miało miejsce już w 1846 roku. To polska „Solidarność” dała wolność Polakom i zburzyła nie tylko mur berliński, ale wiele innych, także w mentalności, wykształciła nowe autorytety, a nawet uzupełniła świat wartości.

Ale wracając jeszcze do pierwszej kwestii, osobiście uważam Romantyzm za okres mało twórczy w ujęciu ogólnym. Jego prawdziwą zasługą jest wygenerowanie, „sprowokowanie” niejako w opozycji, Pozytywizmu – ten był konstruktywny. Emocje są nam potrzebne, owszem, ale na nich nie zbudujesz niczego trwałego, a z osobistości romantycznych zdecydowanie wyżej cenię C.K. Norwida – to inny poziom intelektualny niż Mickiewicz czy Słowacki – oraz Fryderyka Chopina, który dla mnie był geniuszem muzycznym.

A nasza współczesność przechodzi kryzys. Może to będzie szokujące co teraz powiem, ale z wykształcenia jestem politologiem i mocno studiowałem historię współczesną, polityczną więc ta refleksja jest oparta na tego rodzaju analizie. Po raz pierwszy od wielu dekad uniknęliśmy wojny o wielkim zasięgu, która dokonywała selekcji – ginęły miliony ludzi – być może teraz w sposób bezkrwawy Natura chce osiągnąć podobny efekt. Potrzebne jest więc przesilenie prawicowe oparte na wynikającej z kompleksów nienawiści do ludzi myślących inaczej i chcące wszystkim narzucać swój sposób (bez)myślenia – schematyczny, oparty na stereotypach, zachowaniu stadnym – łącznie z potrzebą posiadania dyktatora, równie bezmyślnego jak oni, ale nawiedzonego lub z charyzmą. Polska, Węgry, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone – przykład za przykładem. Oddzielna historia to oczywiście Putin.

Ja spodziewam się szybkiego odrodzenia, myślę że przesilenie nawet następuje, a symptomy tego mamy w Polsce, Francji, Wielkiej Brytanii. Wierzę, że jesienią przesili się też w Stanach Zjednoczonych, bo jak widać wirus agresywnej potrzeby ograniczania wolności innych, nie ominął kolebek demokracji – Anglii i USA.
Przy czym to odrodzenie, którego się spodziewam to nie nowa epoka, ale prawdziwe sedno tej naszej współczesności zapoczątkowanej w ostatniej dekadzie minionego wieku. Myślę, że po przesileniu potrwa jeszcze parę dekad, o ile podołamy wyzwaniu i uchronimy się przed katastrofą ekologiczną, unikając zawołania – po nas choćby Potop…

Dziennikarze jako ludzie dobrej roboty

Słowacki był ulubionym poetą Piłsudskiego. Myślę, że romantycy mogli mieć pośredni, pozytywny wpływ na historię. Uważam jednak podobnie, że zbyt radykalne odejście od rozumu i nakierowanie się tylko na emocje, duchowość nie jest postępowe. Dobrze natura to wymyśliła, że wysoko wrażliwych ludzi jest mniej niż tych „twardszych”. Ktoś musi coś dostrzec, przekazać pewne idee, a ktoś inny (i powinno być ich więcej) działa, jest proaktywny, prowadzi do zmian i postępu. Powinna być w tym wszystkim równowaga, bo skrajności są destrukcyjne.

Ciekawe są Twoje rozważania o nadchodzącym odrodzeniu. Nie my jednak, a kolejne pokolenia przekonają się czy miałeś rację. Ale wróćmy jeszcze do tej dżumy dziennikarskiej. Czy obecnie da się jeszcze wyróżnić dziennikarzy, którzy idą pod prąd i których za to cenisz? Kto mógłby być przykładem dla współczesnych dziennikarzy?

Szczerze mówiąc, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Skłonny byłbym twierdzić, że dziennikarzy z dużą empatią względem czytelnika jest wielu, ale raczej pozostają oni anonimowi. To, parafrazując wielkiego polskiego myśliciela – Tadeusza Kotarbińskiego, ludzie dobrej roboty. Łączy ich chęć przyjścia z pomocą czytelnikowi, uwypuklenia w artykule tego, co dla niego użyteczne, wspierające oraz przekonanie, że w ten sposób też można mieć duże zasięgi – liczbę PV, z których dziennikarza rozliczają wydawcy.

Ładnie i celnie ujął to kiedyś Jarek Sroka, z pozycji redaktora naczelnego wówczas Gazety Prawnej, jeszcze przed fuzją z Dziennikiem: „tam gdzie inni stawiają kropkę, my stawiamy przecinek”. Dociekliwość plus wykonanie za czytelnika i w jego imieniu pracy analitycznej, by podać mu gotowe użyteczne treści, ale idące dalej niż inni, bo na tym też polega coś, co można nazwać przewagą konkurencyjną w życiu prywatnym.

Niestety, oprócz tych anonimowych ludzi dobrej roboty, mamy obsadzonych w roli dziennikarzy zwykłych politykierów, demagogów, pseudointelektualnych prestidigitatorów, przez których w opinii publicznej ugruntowuje się coraz mocniej przekonanie, że dziennikarz musi stać po którejś politycznej stronie i dziś już niezależny być nie może. Pełno ich w telewizji, radiu, Internecie i dla poklasku i kwalifikacji do kasty celebrytów gotowi są zrobić więcej niż przedstawiciele – damscy i męscy – najstarszego zawodu świata. Oczywiście to nie jest ich wyłączna wina, bo nie kreowaliby się na liderów opinii o wątpliwej wartości moralnej, gdyby na takich nie było popytu. Rzecz w tym jednak, że sami najpierw ogłupiając czytelników, taki popyt wykreowali.

Dziennikarz musiał być twórcą, a nie odtwórcą

Może nie powinnam, ale ciężko mi w tym momencie nie wspomnieć o nas jako Inforze. Są więc jeszcze takie przyczółki niezależności, apolityczności, ale wróćmy do tematu. Zbyszku, wspomniałeś mi niedawno, że opowiesz, jak w czasach klasycznego dziennikarstwa robiło się wywiady, przeprowadzało rozmowy i sondy. Opowiesz o tym?

Wywiad jako gatunek dziennikarski jeszcze w końcu ubiegłego wieku był równie elitarną formą co reportaż czy felieton. Nie miał nic wspólnego z dzisiejszymi tekstami dziennikarskimi określanymi takim mianem. Z wielu powodów. Fundamentalny był taki, że to miało być dzieło, a nie stenotypiczny zapis. Tylko w pewnym stopniu wymuszały to ograniczenia techniczne. Wywiad był publikowany w gazecie lub czasopiśmie i mógł zajmować określoną ilość miejsca w papierze, np. 6 tys. znaków albo 9,5 tys. znaków. Dosłowny zapis półgodzinnej rozmowy to mniej więcej 50 tys. znaków, a poważna rozmowa rzadko zamyka się w godzinie. Dziennikarz musiał więc własnymi słowami streścić to co powiedział wywiadowany – nie gubiąc sensu wypowiedzi i „poetyki” wysławiania się wywiadowanego. To była naprawdę duża sztuka. Dziś tak napisany wywiad nie zostałby zaakceptowany-autoryzowany przez 99 proc. osób go udzielających, na zasadzie „ja tak nie mówiłem”. Dziś wywiadowani domagają się stenogramu rozmowy a nie wywiadu w rozumieniu dziennikarskim.

Nie do pomyślenia było przeprowadzanie wywiadu metodą wysyłam pytania na piśmie, dostaję odpowiedzi – sklejam i publikuję. Za taki tryb pracy 30 lat temu byłaby co najmniej nagana. Dziś to standard. Podobnie z wywiadami przez telefon – nieuzasadnionymi odległością czy innymi przyczynami obiektywnymi. Dziennikarz musiał się spotkać twarzą w twarz z bohaterem swojego wywiadu.

Czy to było lepsze? W czasach gdy przywiązywano dużą wagę – zarówno w dziennikarstwie jak i ze strony czytelników – do jakości słowa pisanego, było nieuchronne. Dziennikarz musiał być twórcą, a nie odtwórcą czy jak to dziś jest w zwyczaju stenotypistą, choć to słowo archaiczne, bo dziś słowo mówione za tekst zamieniają aplikacje cyfrowe, a nie stenotypistki. Tych zresztą w szanującej się redakcji też nie brakowało, ale ich rola była zupełnie inna.

Trzeba żyć w zgodzie z samym sobą

Wpisuje się to w obecnie panujące czasy. Wszystko chcemy robić szybciej. Dzięki temu można mieć i więcej. Jak oceniony byłby dziś dziennikarz, który popełnił jeden, arcydobry (ale wciąż jeden) wywiad, gdy w tym czasie koledzy mają 15 tekstów na swoim koncie? Dziennikarze stają przed wyborem – utrzymać pracę czy działać zgodnie ze swoim kodeksem?

Widzę jak błyskawicznie rozpowszechniają się informacje, czas goni, dziennikarze prześcigają się z publikacjami na gorące w danej chwili tematy. W Internecie o tym, czy dany materiał trafi do większej liczby czytelników, mogą zadecydować minuty. Co mógłbyś podpowiedzieć jako doświadczony dziennikarz (46 lat doświadczenia?!) młodemu pokoleniu? Którędy droga?

Po kolei.

Szybciej i więcej czy wolniej i mniej – wbrew pozorom wybór nie jest oczywisty. Tak naprawdę jednak fundamentalny i bez uniwersalnej odpowiedzi. W  życiu trzeba żyć w zgodzie z samym sobą, przy odpowiedniej sile woli nie jest to wcale trudne. Jeśli ktoś chce spróbować powierzchownie wszystkiego, może nie znaleźć czasu na poznanie smaku tego co najlepsze. Dobre wino zaraz po odkorkowaniu jest cierpkie, ciężkie, czasami wydaje się stęchłe. Trzeba by postało minimum 2 godziny, by wydobyć jego prawdziwą naturę, która może się okazać wyjątkową ucztą dla podniebienia. Czy ktoś kto wyznaje taką filozofie straci, że nie popróbował w tym czasie dziesięciu kwachów? Nie, nie ma jednej odpowiedzi – życie jest sztuką wyborów, ale same wybory są bardzo indywidualne.
Oczywiście są wartości uniwersalne, ale one też są z czasem modyfikowane. Dziś dziennikarze piszą szybko i z reguły płytko, bez refleksji, bo tego oczekują pracodawcy. Pracodawcy zaś oczekują, bo sądzą, że tego chcą czytelnicy. Czytelnicy chcą? – raczej nie mają wyboru i podążają za tym owczym pędem czy raczej ruchem w błędnym kole.

Nie można więc porównywać dziennikarstwa „starego” z obecnym. Inne były kanony i oczekiwania. Dzisiejszy mistrz mający 5-8 mln odsłon w miesiącu nie zaliczyłby stażu w redakcji, a Małgorzata Szejnert, niedościgła mistrzyni reportażu wtedy, dziś zostałaby wyrzucona z pracy za lenistwo.

Co z tego wynika w praktyce? Potrzeba dostosowywania się do trendu, którego jak Wisły kijem nie zawrócisz, ale z zachowaniem własnych wartości. Nie koniunkturalnie czy nawet konformistycznie – choć to trudne, bo jeśli pójdziesz na skróty, nikt o to nie będzie miał do ciebie pretensji, ważne jest kogo widzisz rano w lustrze.

To, co najlepsze w zawodzie dziennikarza

Twoje słowa dają dużo do myślenia. A czy od początku żyłeś w zgodzie z samym sobą i czy poznałeś smak tego, co najlepsze w zawodzie dziennikarza?

Nie, w pierwszych dwóch latach uprawiania tego zawodu nie miałem przewodnika, musiałem sam metodą prób i błędów poszukiwać swojego miejsca. Chyba skutecznie, bo dostałem rolę lidera w powstającym właśnie tygodniku Krajobrazy w Suwałkach, a wraz z nią prawdziwego mentora – Marka Starczewskiego. Szlifował mnie bezlitośnie – rzucał na głęboką wodę doskonale wiedząc, że nie potrafię pływać. Zrobił to jednak skutecznie i tak, dzięki niemu poznałem smak tego co najlepsze w zawodzie, a jednocześnie nauczyłem się samodzielności. W ciągu trzech lat zostałem cenionym także poza regionem reportażystą, z nagrodami w konkursach. Napisałem też kilka spektakularnych wywiadów. Samodzielność zaś pozwoliła mi się odnaleźć – i ciągle odnajdywać – w zmieniającej się rzeczywistości. Gdy reportaż umarł, bo żaden prywatny wydawca nie chciał dziennikarzy piszących jeden tekst przez tydzień i wymagających ogromnych wydatków na delegacje – choć w czasach PRL ze względów logistycznych podróżowało się PKS-em lub pieszo, a spało nieraz w stogu siana, delegacje były więc groszowe – znalazłem swoje miejsce w tematyce gospodarczej. Zostałem pionierem w edukacji podatkowej, kiedy wszyscy musieliśmy się podatków uczyć od zera. Dzięki tej samodzielności równie łatwo potrafiłem przejść do świata mediów cyfrowych. Misja zawsze była ta sama – pomagać Czytelnikowi i go wspierać: jak żyć – to reportaż, jak prowadzić swój prywatny budżet i unikać pułapek w  prawie i podatkach – to późniejsze publikacje w papierze i obecne w portalach internetowych.

To smakuje, oj jak smakuje! Mógłbym już pięć lat temu przejść na emeryturę, ale nie przejdę ani teraz, ani za pięć lat kolejnych, jeśli tylko Opatrzność pozwoli zachować zdrowie i świeży umysł.

Cechy dobrego dziennikarza

W Twojej wypowiedzi widać jak ważna jest w tym zawodzie samodzielność i elastyczność. Gdybyś miał dopisać do tego katalogu trzecią cechę, którą powinien charakteryzować się dobry dziennikarz, co by to było?

Rzetelność i jej nierozłączna platforma – obiektywizm. Dziennikarz ma obowiązek przedstawić racje wszystkich zaangażowanych stron i nie wolno mu wchodzić w rolę arbitra. Ma prawo być jednocześnie prokuratorem i adwokatem, ale nie powinien wchodzić w kompetencje sędziego.

Tak, dziś to nierealne – większość dziennikarzy nie ukrywa swoich sympatii politycznych. Owszem, każdemu wolno je mieć, ale prywatnie. W przeszłości dlatego tak dużą wagę przywiązywano do czystości gatunków dziennikarskich: innymi prawami rządzi się informacja, innymi komentarz czy felieton. Czytelnik miał prawo wiedzieć, bez zbędnego wytężania umysłu, co jest informacją, a co zawiera już element oceny. Z faktami nie powinno się dyskutować, bo to kwestionowanie rzeczywistości, na co nikt o zdrowych zmysłach sobie nie pozwala. Dziś, patrząc przez ten pryzmat ludzi o zdrowych zmysłach niewielu, nie tylko w tym zawodzie.

Na koniec chciałabym, abyś skupił się na tym, z czego jesteś najbardziej dumny w swojej wieloletniej pracy jako dziennikarz. Być może przypominasz sobie ulubiony reportaż, ciekawy wywiad, inną publikację, spotkanie lub współpracę?

Nie, nie – to są epizody jakich wiele i na wielu płaszczyznach: od najbardziej egzotycznych podróży po najbardziej spektakularne sposoby, by zdobyć pożądane informacje czy zwierzenia. Wtedy trzeba by napisać grubą książkę. Na szczęście nie ma takiej potrzeby. Dumny, nie to trochę złe słowo, raczej szczęśliwy i spełniony. Otóż taki jestem za tą przyczyną, że kocham swoją pracę – bez zastrzeżeń. A z tym jest jak z każdą miłością: jeśli naprawdę kochasz to bezwarunkowo i za całokształt, a nie za piękne oczy czy dobrą duszę. Po prostu – za wszystko, bez rozbierania na czynniki pierwsze!

Nie pozostaje mi więc nic innego – dziękuję Ci Zbyszku za tę rozmowę (choć nie wiem, czy wedle Twoich standardów zasługuje na miano wywiadu) i gratuluję odkrycia powołania. Gratuluję również wyborów, które doprowadziły Cię do miejsca, w którym jesteś, bo czy jest coś cenniejszego od spełnienia i szczęścia?

Ja też dziękuję. 😊 Ostatecznie liczy się efekt, a nie styl i metoda. 😊
Tak, nie ma nic cenniejszego, ja mogę na kanwie własnych doświadczeń wystawiać na to certyfikat.

Kadry
ZUS informuje: Zawieszone zajęcia w szkołach. Jak uzyskać zasiłek opiekuńczy?
16 wrz 2024

Od 16 września 2024 r. zawieszono zajęcia w 420 szkołach i placówkach edukacyjnych w 4 województwach narażonych najbardziej na skutki powodzi. Czy z tego tytułu przysługuje prawo do zasiłku opiekuńczego? ZUS odpowiada.

Urlop na żądanie 2024 i 2025
16 wrz 2024

Okazuje się, że istnieje wiele wątpliwości związanych z urlopem na żądanie, np: z jakiego powodu można wziąć urlop na żądanie? Co grozi za urlop na żądanie? Czy szef może odmówić urlopu na żądanie? Czy urlop na żądanie jest płatny 100%? Przyglądamy się regulacjom prawa pracy na 2024 i 2025 r. w zakresie urlopu na żądanie.

Ulgi w spłacie składek do ZUS dla przedsiębiorców poszkodowanych w powodzi
16 wrz 2024

Zakład Ubezpieczeń Społecznych przypomina, że przedsiębiorcy poszkodowani w powodzi mogą liczyć na ulgi w spłacie składek do ZUS. Chodzi m.in. o odroczenie terminu płatności składek. Sprawdź, co należy zrobić, by otrzymać ulgę. Gdzie złożyć wniosek?

[2 dni wolnego na pięć lat] Nowy typ urlopu i prace rządu. Na dziś dla wybranej grupy zawodowej [Przykłady]
15 wrz 2024

Ministerstwo proponuje urlop według formuły [2 dni urlopu za 5 lat pracy, 4 dni za 10 lat, 6 dni za 15 lat itd.]. Wysłaliśmy do biura prasowego Ministerstwie zapytanie, na jakim etapie prac jest wdrożenie tego pomysłu do formy zapisów projektu ustawy nowelizującej, a potem już finalnej nowelizacji. W artykule poniżej odpowiedź:

4666 zł - tyle wyniesie minimalne wynagrodzenie w 2025 r. W 2026 r. wszystko się zmieni - będzie nowa ustawa
13 wrz 2024

To już pewne. Wreszcie wiadomo, że minimalne wynagrodzenie za pracę od 1 stycznia 2025 r. wyniesie 4666 zł. Natomiast minimalna stawka godzinowa dla określonych umów cywilnoprawnych w przyszłym roku równa się 30,50 zł.

MEN i min. edukacji B. Nowacka: Nauczyciele największym przegranym 2025 r.? Co z negocjacjami 14 postulatów? [Podwyżki 15%, nagroda jubileuszowa, nadgodziny, wycieczki, dodatki, zastępstwa]
13 wrz 2024

Już wiemy, że w projekcie budżetu na 2025 r. zapisano podwyżki 5% dla nauczycieli (taki sam poziom jak dla całej budżetówki). Być może rzutem na taśmę uda się podnieść 5% do 7%, ale na 15% nauczyciele nie mają co liczyć. Ale to nie był jedyny postulat nauczycieli. Chyba wszystkie są nie do zrealizowania w najbliższym czasie.

Zmiana zasad naliczania stażu pracy. Nowe przepisy od 1 stycznia 2026 r.
13 wrz 2024

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt nowelizacji Kodeksu pracy. Zmiana przepisów będzie dotyczyć wydłużenia listy okresów aktywności zawodowej, które będą wliczane do stażu pracy. Projekt ustawy jest obecnie w uzgodnieniach międzyresortowych i opiniowaniu.

Znamy wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2025 r. Ile wyniosą świadczenia zależne od płacy minimalnej?
13 wrz 2024

Znamy już wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2025 r. Z minimalnym wynagrodzeniem powiązane są niektóre świadczenia. Jakie to są świadczenia? Jaka będzie ich wysokość od 1 stycznia 2025 r.?

Pracownik (dla premii 2000 zł) chce z zasiłku chorobowego wcześniej wrócić do pracy. Co na to kodeks pracy? [Przykład]
12 wrz 2024

Luką w przepisach kodeksu pracy jest brak uregulowania wprost takiej sytuacji: Pracownik ma jeszcze kilka dni zwolnienia lekarskie, ale uważa że jest już zdrowy. I chce wrócić do pracy. Dlaczego? Bo np. straci 2000 zł premii wynikowej za miesiąc albo kwartał. Pracownik chce więc wrócić do pracy wcześniej (niż wynika ze zwolnienia lekarskiego) i „załapać się” na premię. Deklaruje rezygnację z części zasiłku chorobowego. Co wtedy ma zrobić pracodawca?

Płaca minimalna. Ile będzie wynosić najniższa krajowa w 2025?
12 wrz 2024

Płaca minimalna. Ile będzie wynosić najniższa krajowa w 2025? Znamy stawki, jest rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 12 września 2024 r. w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz wysokości minimalnej stawki godzinowej w 2025 r. 

pokaż więcej
Proszę czekać...